To już 15 odsłona cyklu „Leisure Time In„!! Kolejne planowane odcinki to: Malta, Fuerteventura, Lanzarote, Neapol i okolice, Andaluzja, Toskania. Takiej mojej odskoczni od codziennego życia. Tą odskocznią są właśnie podróże. Fotografowanie podróży.
I od razu przyznam się do czegoś. Zdjęcia, które zobaczysz w tym wpisie powstały w … czerwcu 2016 roku. Tak, to ponad 3 lata temu. Z różnych jednak powodów niniejszy wpis musiał poczekać na właściwy moment w mojej czasoprzestrzeni. Ten moment jeszcze nie nadszedł 😉 ale już dłużej nie mogę czekać. Tym bardziej, że z podobnym poślizgiem czasowym zaraz opublikuję wpis z Malty a od tego czasu byłem w wielu innych miejscach, których to zdjęć nie chcę pokazać z równie dużym opóźnieniem. Jednak wracając do Rzymu – 3 lata opóźnienia w stosunku do 1950 lat jakie liczy sobie Colloseum czy 1893 jakie minęły od budowy Panteonu, to w mojej ocenie mały miki. I czuję się lekko usprawiedliwiony. Ale tylko lekko.
Na zdjęciach możecie zobaczyć moją towarzyszkę i współorganizatorkę podróży w jednej osobie – Martę.
Fotograficznie i technicznie. Wszystkie zdjęcia wykonałem Canon-em 6D, który posiada unikalną cechę – wbudowany lokalizator GPS. Dzięki temu w każdej fotografii jest zaszyta informacja geolokalizacyjna i bardzo ładnie pozwala pokazać np. przebytą trasę. Jeśli chodzi o obiektywy, to zabrałem ze sobą dwa, Sigma 85 1.4 EX DG oraz Sigma 24-35 2.0 Art. Na każdy z nich nakręciłem filtr polaryzacyjny. Sigma 24-35 to piękne i zacne szkło. Ale bardzo ciężkie i przez to mało mobilne.
I na koniec – serdecznie zachęcam do zasubskrybowania mojego podróżniczego profilu na instagramie: Leisure Time In …
Pierwszy dzień w Rzymie.
Naszą podróż rozpoczęliśmy w Warszawie o 12:00. Na lotnisku Fiumicino wylądowaliśmy ok. 15tej. Do miejsca naszego noclegu (blisko Watykanu) czyli Romantica Vatican House /adres: Via degli Scipioni 191, Watykan, 00192 Rzym, Włochy/ dotarliśmy autobusem (jechał ok. 50 minut).
Ok 18tej, po chwili przerwy, przepakowaniu, prysznicu itd., ruszyliśmy w Rzym 🙂 I mamy od razu plac św. Piotra. Dosyć duża skrajność. Bo z jednej strony „świętość”, dostojność; z drugiej, dziwni ludzie i żebracy. Ale za to pięknie nam słońce o zmierzchu zaświeciło.
Dalej szliśmy wzdłuż Tybru, zaczynając od mostu „Ponte Vittorio Emanuele II”. Zatrzymaliśmy się w Bazylice św. Jana Chrzciciela Florentyńczyków. „Świątynia ta jest kościołem parafialnym oraz kościołem tytularnym, mającym również rangę bazyliki mniejszej. Kościół został zbudowany dla społeczności florentyńczyków mieszkających w Rzymie, z czym wiąże się jego nazwa (dei Fiorentini)” – za wikipedią. W Bazylice przechowywany jest relikwiarz z brązu w kształcie stopy zawierający relikwię stopy św. Marii Magdaleny. I to jest na zdjęciach.
Kontynuowaliśmy drogę, na piechotę oczywiście, po prawej stronie Tybru. Sfochowana urocza dziewczynka na zdjęciu – to zaledwie 500 metrów od najwspanialszego placu Rzymu czyli Piazza Navona. Kierujemy się na uroczy plac „Plac „Campo de’ Fiori. Tu zobaczyliśmy grupę tancerzy, zrobili wrażenie. Nie tylko na nas. I na dziewczynce, która postanowiła pogibać się do choreografii jaką zobaczyła. Piękny plac, tu jest dużo życia – serdecznie polecam to miejsce. W dzień i późno w nocy.
I tak sobie tuptaliśmy w kierunku mostu Ponte Garibaldi – most na początku wyspy na Zatybrzu – fajne widoki z tego mostu na obie strony rzeki. Tu też zaczęło się życie 😉 czyli na nadbrzeżu mnóstwo stoisk, restauracji, wielu odwiedzających. I też tu, w jednej z restauracji przy załamaniu rzeki (w pobliżu Ponte Garibaldi) w końcu coś zjedliśmy -> Most Cestiusza.
To był też czas, gdy reprezentacja Włoch w piłce nożnej, grała jakiś ważny mecz. Nie pamiętam dokładnie przeciwko komu i jaki był wynik, ale może to był powód dlaczego tak wiele osób w tym czasie późnym wieczorem, wyszło na miasto. A może oni tak mają?
Po drodze trafiliśmy na niezwykle uroczą restaurację na Piazza De Mercanti. Link do strony na Tripadvisor. A na zdjęciach miejsce, gdzie jest mnóstwo ludzi – oglądających mecz, to Piazza di Sant Egidio. I tak zakończyliśmy pierwszy i to intensywny dzień w Rzymie.
Po kliknięciu na mapę, powinna pokazać się wyższej w rozdzielczości.
Drugi dzień.
To był bardzo intensywny dzień, zrobiliśmy ok. 25 tysięcy kroków. Naprawdę nachodziliśmy się. Moim zdaniem zwiedzanie Rzymu samochodem nie ma żadnego sensu, bo raz że ciężko zaparkować (Włosi parkują na zapałki, czego przykładem jest pierwsze tu zdjęcie). Rzym jest bardzo dobrze skomunikowany a najwygodniej podróżuje się z miejsca na miejsce metrem.
Początek dnia to naturalnie śniadanie czyli espresso i croissant 😉 A później udaliśmy się w kierunku Placu del Popolo (Piazza del Popolo) – na środku którego znajduje się egipski obelisk, przeniesiony z Circus Maximus. Do samego placu można dojechać metrem – trzeba wysiąść na stacji metra Flaminio. Od placu rozchodzą się trzy duże ulice. Via di Ripetta, Via del Corso oraz Via del Babuino (ta prowadzi do schodów Hiszpańskich). My wybraliśmy ulicę Via del Corso, na której znajdują się liczne butiki. Cała ulica ma ok. 1.5 km długości. Po drodze weszliśmy do Bazyliki Świętych Ambrożego i Karola przy Corso (Basilica dei Santi Ambrogio e Carlo al Corso). Niesamowity jest widok na sklepienie bogato zdobione złoconymi sztukateriami.
Następnie skierowaliśmy nasze kroki w stronę słynnego placu Navona (Piazza Navona). To jeden z najładniejszych placów w Rzymie, ma to miejsce swój klimat, zarówno w dzień jak i w nocy. Można tu zobaczyć 3 piękne fontanny. Urok psuli handlujący kijkami do selfie imigranci, od których naprawdę ciężko było się opędzić. Przy wyjściu z placu zatrzymaliśmy się w uroczej restauracji – La Piccola Cuccagna. Tu uzupełniliśmy płyny (było bardzo gorąco) i nie była to tylko woda 😉
Kolejnym kościołem do którego weszliśmy (a nie było ich za dużo) był Santa Maria in Vallicella. Tu udało mi się złapać Martę w promyk słońca wpadający przez jedno z okien. Po drodze, lekko już wycieńczeni postanowiliśmy napić się świeżych soków. I tak, trafiliśmy do knajpy gdzie urocza Maria (którą bardzo serdecznie pozdrawiam!) przygotowała nam przepyszne napoje!
W Rzymie jest bardzo wiele placów, kolejnym który zobaczyliśmy był Largo di Torre Argentina. Tu wylegiwały się kotełki i tu też znajdują się pozostałości budowli z okresu republiki.
Następnie skierowaliśmy kroki w stronę rozległego Placu Weneckiego (Piazza Venezia) i oczywiście ogromnego gmachu – Ołtarz Ojczyzny i pomnika Vittorio Emanuelle II. W tym zjawiskowym budynku (można wjechać na dach, od drugiej strony) mieści się Muzeum Zjednoczenia Włoch. Kolejnym miejscem, które zobaczyliśmy była Fontanna Di Trevi – nie ma co, zawsze robi wrażenie. Ale liczba odwiedzających też. Naprawdę masa ludzi… Wrzuciliśmy pieniążki (tym razem Euro), 30 lat wcześniej jak byłem, wrzucałem liry 😉 Wrzucenie monet opłaciło się, bo faktycznie, wróciłem do Rzymu, rok temu (2018) a Marta w 2019.
Następnie idąc w kierunku schodów Hiszpańskich /które okazały się w remoncie, teraz (2019) na szczęście remont jest ukończony/ zatrzymaliśmy się przy majestatycznym budynku Bazylika Matki Bożej Większej (Basilica Papale di Sandta Maria Maggiore). Niedaleko znajduje się stacja metra Spagna. I na sam koniec tego dnia udaliśmy się do olbrzymiego parku – Ogrody Willi Borghese i taras widokowy Terrazza del Pincio – > z widokiem na Piazza del PopoloI w ten sposób, wróciliśmy do miejsca w którym zaczęliśmy tego dnia zwiedzać Rzym.
Po kliknięciu na mapę, powinna pokazać się wyższej w rozdzielczości.
Trzeci dzień.
Ze znajdującej się blisko apartamentu stacji metra Lepano pojechaliśmy w stronę Colosseum. Przy samej budowli znajduje się stacja metra, która o dziwo nazywa się …Colosseo 🙂 Ale zdecydowaliśmy się wysiąść na kolejnej stacji – Vitorio Emanuele – aby przejść się na piechotę parkiem miejskim „Parco di Colle Oppio” znajdujacym się pomiędzy stacją metra a samym budynkiem colloseum. Do samego Colloseum nie weszliśmy, jakoś nie mieliśmy weny na takie zwiedzanie. Ale za to nie oszczędzaliśmy i siebie i czasu na wzgórzu Palatyn i Forum Romanum, Spędziliśmy tu prawie 3h. Ale warto.
Następnie Circo Massimo i znajdujące się nieopodal usta prawdy. Usta spoko, Circo – po prostu wielki plac, nic tu nie ma. Szkoda czasu. Mostem (Ponte Palatino) prześliśmy Tyber i znaleźliśmy się w Zatybrzu, które to pierwszego dnia wieczorem tak nas zauroczyło. Spacerowym krokiem doszliśmy do punktu widokowego na Rzym – Terrazza Piazza Garibaldi. Było upalnie i zauważyliśmy pana z wodą, ale to nie było niestety dla nas. Kolejnym punktem na naszej mapie był plac Św. Piotra. Tu też odpoczęliśmy i zjedliśmy obiad (tu nam towarzyszył wróbel).
Po kliknięciu na mapę, powinna pokazać się w wyższej rozdzielczości.
Czwarty dzień.
Na czwarty dzień zostawiliśmy sobie Watykan i bazylikę Św. Piotra. Warto wybrać się tam z samego rana, później są nieprzebrane tłumy i naprawdę ciężko się zwiedza w towarzystwie tak wielu osób. Samolot mieliśmy późnym popołudniem i nie starczyło nam czasu na obejrzenie Kaplicy Sykstyńskiej.
Leave a reply