Lanzarote
Czy można objechać Lanzarote w 1 dzień? Owszem. Zwiedzić? Oj nie 🙂 2 dni to jednak absolutne minimum.
Niniejszy wpis to powrót po kilku latach od wykonanych zdjęć, które oglądasz czytelniku. Prokastrynacja – to najważniejszy powód, który uzasadnia tak wielkie opóźnienie w publikacji tego podróżniczego wpisu, oraz pozostałych, które pojawią się tu bardzo niedługo (Fuertewentura, Malta, Neapol, itd). Próbowałem walczyć z prokastrynacją kupując książkę, która mówi o tym, jak sobie z tym poradzić. Niestety odłożyłem czytanie tej książki na później …
W pierwotnym zamyśle ten wpis (i przyszłe pozostałe) miał być nie tylko publikacją zdjęć, które starałem się jak najlepiej wykonać, ale i rodzajem wpisu podróżniczego, ze wskazówkami co i jak zaplanować, na co zwrócić uwagę, gdzie pojechać, jak no i z kim. Ten wpis jednak takim NIE będzie. Panta rhei. Ludzie zmienili się, życie również się zmieniło. I ja się zmieniłem.
Lanzarote (845 km2 powierzchni; dla porównania Warszawa ma 518 km2, Malta – 316 km2) to kraina wulkanów, jedna z siedmiu wysp należących do archipelagu – Wyspy Kanaryjskie. Czas przelotu z Warszawy na wyspę to ok. 4.5-5h. Z lotniska warto wynająć od razu samochód. Polecam firmę Cicar.
Przechodząc do krótkiego opisu zdjęć.
Podróż zaczęła się wcześnie rano, od stawienia się w porcie Corralejo na Fuertaventurze, skąd popłynęliśmy promem (3 osoby + samochód) do portu Playa Blanca na Lanzarote. Rada podstawowa – musisz zabrać ze sobą paszport, dla każdej osoby, bez względu na to czy jest dziecko. Prom płynie ok. 35 minut. Plan był taki, aby wyruszyć z Fuertewentury najwcześniejszym promem i wrócić możliwie ostatnim. Łączny spędzony czas na Lanzarote to 10h. Szybkie tempo. Za szybkie.
Więcej informacji nt Lanzarote i w ogóle Wysp Kanaryjskich, na stronie (www).
Moje pozostałe wpisy podróżnicze – serdecznie zapraszam na bloga (link).
I zachęcam do odwiedzenia i zasubskrybowania mojego podróżniczego profilu na instagramie: Leisure Time In …
Salinas de Janubio
to pierwszy cel podróży. Miejsce, w którym od 1895 roku wydobywana jest w 100% naturalna, pozbawiona konserwantów, metodami rzemieślniczymi i dodatków sól morska. Widok – piękny.
Los Hervideros
kolejnym miejscem na trasie. Piękny punkt widokowy w drodze do El Golfo. Los Hervideros, czyli tzw. Wrzące Wybrzeże. Powulkaniczne jaskinie i klify. Wystarczy stanąć naprzeciw rzucających się o skały fal morza.
Jezioro El Golfo
Swój niesamowity kolor jezioro zawdzięcza znajdującym się na dnie algom morskim. W jeziorze nie można się kąpać i jest to obszar chroniony.
Park Narodowy Timanfaya
to absolutnie najważniejsza atrakcja Lanzarote. Krajobraz dosłownie księżycowy. Wulkaniczny. Miejsce usiane wręcz licznymi kraterami, lejami, pozostałościami lawy. Park można zwiedzić dwiema trasami pieszo i jedną autobusem. Ta ostatnia liczy ok. 14km łącznie. Jeśli chcielibyście wybrać tę trasę, to sugeruję wcześnie rano ustawić się do punktu (na trasie), w którym kupuje się bilety. Jeśli spóźnimy się, trzeba będzie czekać w bardzo długiej kolejce – co widać na zdjęciach.
Po wykupieniu biletu wjeżdża się samochodem na rozległy parking, a następnie przesiada się do autokaru, który obwozi zwiedzających po Parku – trwa to ok. 45 minut. Autokar porusza się w miejscach, gdzie żaden turysta nie skalał ziemi, nie postawił stopy, nie wyrzucił jedzenia czy butelki wody. Autokar ledwo mieścił się w wyznaczonej trasie. Na miejscu przy punkcie przesiadkowym jest restauracja El Diablo. Po odpoczynku i ewentualnej konsumpcji warto zobaczyć na zewnątrz pokazy geotermalne, organizowane przez pracowników parku. Efekty zobaczycie efekty na zdjęciach.
Mirador del Rio
to tak jak Timanfaya, obowiązkowy punk podróży po Lanzarote. Taka wisienka na torcie 😉 Z poziomu niemal 500 metrów nad ziemią, na wzgórzu Famara – można zobaczyć przepiękną wyspę La Graciosa. Naprawdę, widok robi wrażenie. Punkt widokowy składa się z przeszklonej restauracji. Co do fotografowania, warto zabrać ze sobą filtr polaryzacyjny do obiektywu.
W drodze powrotnej z szybkiego tripu zajechaliśmy do restauracji w miejscowości Órzola /Calle de la Quemadita/ na miejscowy obiad. Było naprawdę zacnie. I niedrogo.
Leave a reply