Drogi Czytelniku 🙂 Zanim przejdę do opisu i zdjęć z Preikestolen z radością informuję, że założyłem na instagramie nowy profil, poświęcony wyłącznie podróżom. Będą na nim regularnie publikował zdjęcia z wypraw, oraz filmy. Już teraz – wejdź na www.instagram.com/leisuretimein i zasubskrybuj, aby nie umknęła Ci żadna moja podróżnicza fotografia 😉
A teraz zapraszam do lektury wpisu.
Pierwszy raz w Stavanger byłem trzy lata temu. Realizowałem wtedy reportaż z kameralnego ślubu przewspaniałej i zawsze uśmiechniętej pary Rosy i Eduardo (link: www.zowsik.com/blog/2015/03/norwegia-stavanger-rosa-eduardo-rafaela ). Spędziłem wówczas w tym jednym z największych miast Norwegii łącznie kilka dni, towarzysząc rodzinie nowożeńców. Niestety zabrakło wówczas czasu na to, aby wejść na słynną półkę skalną Preikestolen. Taka okazja nadarzyła się pod koniec sierpnia 2017r., gdy zagościłem w Stavanger ponownie. Rosa, Eduardo oraz ich córka Rafaela ugościli mnie u siebie, za co jestem im ogromnie wdzięczny.
Na wyprawę na Preikestolen ruszyłem wcześnie rano. Do przystani promowej w Stavanger, skąd odpływa prom do miejscowości Tau, miałem bardzo blisko, spacer zajął mi zaledwie kilka minut. Podróż promem trwała około trzydziestu minut. W trakcie rejsu można podziwiać małe wysypy i urocze zatoki norweskiego fiordu. Na miejscu, blisko przystani promowej, czekał autobus, który zawiózł mnie na parking na sam początek szlaku na Preikestolen (trwało to ok. czterdziestu minut). Bilet w obie strony na prom i autobus, kupiłem wcześniej przez internet.
Wejście na półkę skalną to przy dobrych warunkach około dwóch godzin marszu i w tym czasie pokonuje się dystans prawie czterech kilometrów (oczywiście w jedną stronę). Różnica wysokości to ok. 350m. Wszędzie, gdzie jestem, przywożę dobrą pogodę 😉 Nie inaczej było i tym razem. Zdobywanie szlaku przy kiepskiej, pochmurnej i deszczowej pogodzie raczej nie ma większego sensu. Po pierwsze można się wówczas łatwo się poślizgnąć na skalisto-kamiennym podłożu (a szlak momentami biegnie nad przepaścią), a po drugie fiord jest wówczas zasnuty mgłami. O dobrych butach i prawidłowym ubraniu (nieprzemakalne, ciepłe, wygodne) nie trzeba chyba wspominać? 😉 Podobnie, jak i o tym, aby zabrać ze sobą jedzenie (odżywcze kanapki, owoce) i minimum 0,7 litra wody (żadne słodkości) na osobę.
O tym, że znajdujemy się coraz bliżej celu, mówią nam nie tylko coraz bardziej niezwykłe widoki, ale i coraz większe zagęszczenie turystów. Z jednej strony to niezbyt przyjemne, z drugiej jednak, gdy komuś skończy się woda (jak mnie) to zawsze ktoś inny może nas poratować. Tak samo, kiedy potrzebujemy pomocnej dłoni, która naciśnie spust migawki w aparacie 😉 Im bardziej zbliżamy się do klifu, tym mocniej zdajemy sobie sprawę z faktu, jak bardzo strome jest to urwisko. I widzimy osoby, które swobodnie siadają na skraju półki tak, że nogi zwisają im swobodnie nad przepaścią. To nie dla mnie, ale i tak chciałem spróbować wejść jak najbliżej krawędzi. I robiłem to bardzo powoli …jakieś dziesięć minut zajęło mi czołganie się na plecach, będąc uzbrojonym w widok na telefonie tego co widzi kamerka GoPro (z której pochodzi nagranie). Nieco dłużej zajęło mi wejście na szklaną podłogę w CN Tower w Toronto 🙂 Widok otaczającego Preikestolen fiordu Lysefjord z samej półki robi kolosalne wrażenie.
Widziałem, że wielu turystów na tym kończy swoją wyprawę. Można jednak iść jeszcze dalej i zobaczyć Table Mountain, jak nazywają „półkę” Anglicy, z nieco innej perspektywy. Nie mogłem więc tego nie zrobić. Wspinałem się zatem coraz wyżej i wyżej, szukając coraz to nowych kadrów. Tu też muszę nadmienić, że załączona przeze mnie mapka z Google’a nieco mija się z rzeczywistością, gdyż wchodząc na półkę skalną, poruszamy się cały czas ku górze, nie ma zejścia w dół, jak jest tu pokazane. Na samej górze skały, jest całkiem płasko. Kilka dużych zbiorników wodnych i idok na drugą stronę fiordu Lysefjord. To dodatkowe 30-40 minut marszu pod górę z głównej „półki”, ale moim zdaniem absolutnie warto.
Powrotu nie należy odkładać na ostatnią chwilę, gdyż podłoże jest niesprawiedliwie nierówne i trzeba stąpać ostrożnie. Turyści wciąż zmierzają w stronę klifu, a miejscami jest naprawdę wąsko i musimy się mijać nad przepaścią. Tempo powrotu jest z pewnością większe, niż droga pod górę , zwłaszcza, kiedy trzeba zdążyć na autobus. Warto zapisać sobie wcześniej (albo wziąć ulotkę) jego rozkład jazdy. Autobus kursuje co pół godziny i trochę szkoda spóźnić się pięć minut.
A teraz zdjęcia 😉
Leave a reply